Ukazało się wiele publikacji o życiu ks. Macieja Sieńko. Postaram się ukazać
życie naszego księdza na podstawie 2 publikacji i kilku faktów.
Na początek mało znany u nas wywiad, najprawdopodobniej ostatni udzielony przez
ks. Macieja, który ukazał się w "Kurierze Błażowskim" w 1992 r.
Nie zmarnowałem życia.
Rozmowa z Księdzem Maciejem Sieńko z Piątkowej.
- Jest Ksiądz postacią ogólnie znaną nie tylko w
Piątkowej, ale również na terenie naszej gminy i daleko poza nią. Proszę
opowiedzieć o swoim barwnym i ciekawym życiu.
- U rodziłem się w Piątkowej w 1901roku. Mój tatuś miał młyn. To było wtedy
coś i cieszyłem się, że jestem synem młynarza. Tatuś był bardzo dobry i miał za
co posłać mnie do szkół. Gdy przyszedł czas na moją naukę, w Piątkowej nie było
jeszcze szkoły. Nauczyciel nie miał mieszkania. Szedł od od domu do domu aby go
ludzie przenocowali. To były całkiem inne czasy.
- Początki Księdza edukacji przypadają jeszcze na czasy galicyjskie?
- Tak, oczywiście. Ukończyłem I Gimnazjum w Rzeszowie, po maturze wstąpiłem do
Seminarium Duchownego w Przemyślu. Jako student w 1918 roku poszedłem na
ochotnika na wojnę pod Lwów. Walczyłem tam w latach 1918/1919. Ceniłem sobie
bardzo udział w tej wojnie, bo to byli pierwsi żołnierze polscy. Brałem udział w
działaniach wojennych w 1920 roku pod Warszawą.
- Oglądał Ksiądz na własne oczy "Cud nad Wisłą"?
-Tak, ścigaliśmy naszych "ukochanych" Moskali aby im się odpłacić za wszystko.
Na własne oczy widziałem Piłsudskiego. W naszym pojęciu to była figura, po
prostu wódz.
- Skończył Ksiądz seminarium. Co było dalej?
-Poszedłem na pierwszą wikarówkę. Były to Rudki. Oczywiście nie było takich
wygód jak dzisiaj. Ponieważ stary proboszcz zachorował, miałem mnóstwo pracy.
Nie miałem gdzie mieszkać. Jednak stary, plebański budynek ludzie szybko
połatali. Najgorzej było gdy padał deszcz, gdy lało się do mieszkania prosto z
nieba. Łóżko zaścielało się jakąś rewerendą aby całkiem nie przemokło. Drugą
wikarówką była Jodłówka. Nie miałem ochoty tam iść, bo trudno tam było się
dostać. Teren górzysty, mowy nie było o autobusach, nie istniało dla mnie
mieszkanie. Okazało się potem, że to była moja najlepsza, najszczęśliwsza
parafia. Był taki dobry, kochany proboszcz. w czasie mojego pobytu w Jodłówce
zbudowano wikarówkę. Zanim to nastąpiło, chodziłem nocować po domach. Później
znalazłem się w Dyni. Miałem tam mnóstwo pracy. Nie chciałem stracić ani jednej
lekcji. Nawet, gdy czułem się chory, starałem się to przecierpieć. Przemęczenie
pracą zaczęło dawać się we znaki. Korzystając z przypadkowego wolnego dnia,
udałem się do lekarza. Lekarz mnie zbadał i nie stwierdził żadnej choroby. Serce
było zdrowe, jedynie przemęczone. Jakiś czas spędziłem w Jaśle, w mieście, w
dobrych warunkach. Zdecydowanie wolę jednak wieś bo tu się urodziłem Przyszedł
czas, że mi dali probostwo.
- Awans?
- Można to tak traktować. Probostwem tym miała być Wesoła. Nie mogłem jednak
przyjąć propozycji, bo nie miałem pieniędzy na zagospodarowanie się.
- Nie rozumiem. Parafia nie bała w stanie utrzymać swojego proboszcza?
- Musiałem mieć gospodarstwo: krowę, drobny inwentarz aby mieć z czego żyć.
Ludzie byli biedni, nie mogli dawać na mszę. Biskup skierował mnie gdzie
indziej, pożyczył potrzebne pieniądze, które miałem spłacić w ratach. Dostałem
probostwo w Koniuszkach Siemianowskich koło Sambora. Gdy przyjechałem tam
parafia dopiero się zaczynała. Liczyła około 1 800 osób.
- Mówimy teraz o pracy Księdza na Wschodzie?
-Tak. Zauważyłem, że prawie wszyscy ludzie mówią po ukraińsku! Zabrałem się więc
za dzieci. Jak to! My, Polacy, mamy Polskę i mamy się posługiwać ukraińskim
językiem? Niech sobie Ukraińcy mówią swoim językiem, byle nie przeszkadzali
nikomu. Dlaczego my mamy się swojego języka wstydzić!
- Domyślam się, że dla Księdza było zaskoczeniem, że parafianie nie mówią
po polsku.
- Tego się nie spodziewałem wcale. Trzeba było coś z tym zrobić. Żądałem od
dzieci przyrzeczenia i podpisu, że będą mówiły wyłącznie po polsku. Starsi
mieszkańcy wsi, choć nie wszyscy znali język ojczysty. Na 1800 osób tylko 10
rodzin mówiło po polsku i to mnie bardzo bolało.
–
Czy to byli Ukraińcy, czy Polacy, którzy
zapomnieli ojczystej mowy?
- Polacy. Ukraińców było dużo więcej. Miasta były raczej polskie, wsie raczej
ukraińskie. Ponieważ Koniuszki były wsią , język ukraiński dominował. Żądałem
aby polskie dzieci mówiły po polsku i tym bardzo naraziłem się Ukraińcom. Żyłem
ze wszystkimi dobrze, ludzie mnie szanowali. Gdy Polska upadła przyszli Rosjanie
(w tedy to się nazywało Moskale). Ukraińcy wzięli władzę w swoje ręce.
–
Ukraińcy oczywiście poczuli się znacznie
pewniej?
Naturalnie. Przypomnieli sobie zaraz, że walczyłem przeciwko nim pod Lwowem i
mścili się za to na każdym kroku.
- Na czym owa zemsta polegała?
Zaraz powiem. Postanowiłem sobie, że od nikogo nie wezmę ani kopiejki. Nie będę
miał dochodów, nie będę płacił podatków. A ludzie nie dadzą mi z głodu zginąć.
Pomimo tego nałożono na mnie ogromny podatek. Gdybym go nie zapłacił, groził mi
wyjazd na Sybir za to, że szerzyłem język polski. Miałem wyniki swojej pracy:
młodzież bardzo dobrze mówiła po polsku. To bolało Ukraińców.
- Jak zareagowali parafianie na wieść o absurdalnym podatku?
Ogłosiłem w Kościele, że taki podatek musi się zapłacić i to bardzo w krótkim
czasie. Cały Kościół płakał. Ludzie wiedzieli, że nie będą mieli księdza.
Sprzedali 120 krów aby mnie wykupić I wykupili mnie. Muszę dodać, że Ukraińcy
wcześniej zabrali mi wszystko: konia, krowy, … pozostawili bardzo mało.
- Rewanż ze strony Ukraińców za pracę Księdza w obronie polskości na
Kresach okazał się bardzo dotkliwy.
Trudno w to uwierzyć dzisiejszemu człowiekowi, że tak można postąpić wobec
bliźniego. Ludzie byli tam nadzwyczajnie dobrzy. Tak dobrych Polaków jak na
Wschodzie nie spotkałem nigdy.
-Wróćmy do Ukraińców. Jak Księdza traktowali skoro nie było łatwo wyprosić
Księdza stamtąd?
-Jak zagarnęli plebanię, dali mi do domu żołnierzy.
-Anioła Stróża?
-O, nie jednego! Trzeba było dać im jeść, nocować. Moja gospodyni była
cierpliwa. Jakoś z nimi wytrzymaliśmy, choć zupełnie nie potrafili się zachować.
Był to naród pozbawiony wszelkiej kultury. Polski żołnierz wyglądał przy
rosyjskim niczym szlachcic. Rosjanie byli kiepsko ubrani, w podartych butach.
Tymczasem chodzili i opowiadali: „Jaka u was bieda, jak nam się dobrze powodzi,
bo u nas kołchozy, itd.” Założyli kołchozy i pokazało się, że już w pierwszym
roku przyszła na nich bieda. Chcieli jak najwięcej zyskać, a jak najmniej robić.
Kołchoz to dobra rzecz dla ludzi dobrych takich, którzy chcieliby poświęcić dla
drugich. Tu było przeciwnie: walka z religią, brak ideałów i skutki nie dały
długo na siebie czekać.
- Jak traktowano Księdza poza tym?
–
Pamiętam jak jednego razu zatrzymałem się w
Samborze i zostałem na noc. Dowiedziałem się, że moi Ukraińcy sprowadzili ludzi
z innej parafii aby mnie zamordować.
- Chcieli mieć czyste sumienie?
- Pewnie tak. Przeszukali cały dom. Gdy się o tym dowiedziałem, w dzień byłem z
ludźmi z parafii, a na noc uciekałem do Sambora. W ciągu dwu i pół miesiąca
tylko raz spałem w swoim domu. Tylko Panu Bogu zawdzięczam to, że żyję. Nie
mówię o wojnie, bo raz mnie kula tylko lekko musnęła. W czasie mordów na
Ukrainie urządzono na mnie polowania. Chowałem się przed Sowietami w zbożu. Jak
wiedziałem, że mnie szukają, chowałem się w inny łan.
- Czyli zabawa w „chowanego”?
Ładna zabawa! Strach był. Tym bardziej, że na tę dzicz nie można było liczyć.
Każdego dnia myślę: gdzie tu się schować aby mnie nie zamordowali. Na Wschodzie
w dzień był spokój, nocą widać było pożary, słychać krzyki mordowanych. Tak to
się żyło.
- Wojna się skończyła i co dalej?
- Trzeba było się wynosić ze Wschodu. Po moim wyjeździe Rosjanie zniszczyli z
premedytacją taki piękny Kościół. Pojechałem na Zachód, w zielonogórskie, do (…)
Bieniowa w powiecie żarskim. Przyjechałem tu wraz z moim parafianami. Nie było
nic, tylko zgliszcza. Ani jednej dachówki na Kościele.
- Po raz kolejny stanęło przed Księdzem trudne zadanie?
- Tak. Plebania była w ruinie. Ale pomimo biedy tylko Polacy, Niemcy się
usuwali.
- Jak Ksiądz ocenia Niemców? W końcu i Niemcy i Moskale to byli najeźdźcy?
- Niemcy to ludzie wysokiej kultury. Nie można ich porównywać do Ukraińców i
Rosjan.
- Jak tworzono podstawy życia na Zachodzie?
- Była bieda, nie było co jeść. Ale odrestaurowano Kościół. Ludzie byli bardzo
dobrzy. Chętnie dzielili się wszystkim. Urządzano gościny, skromniutkie, ale
byle tylko poznać sąsiadów. Pamiętam przyjęcie, na którym było pełna mięsa. Było
to dziwne wobec panującej wokół nędzy. Skąd to mięso? Potem okazało się, że jak
wyganiano Niemców, pozostało po nich mnóstwo kotów. Te koty podano właśnie na
przyjęciu...
- Jak czuli się później uczestnicy uczty?
- Znakomicie. Przecież nie wiedzieli co jedzą. To była tajemnica. Mięso było i
już! A potem przyszedł czas emerytury , byłem już stary i trzeba było odejść.
Ludzie pamiętali o mnie. Jednego dnia dostałem 120 listów. Moi starsi parafianie
poumierali. Zostali ci, których uczyłem. Jednak takich ludzi jak na Wschodzie
nie było i nie będzie.
- Czy jest Ksiądz zadowolony ze swojego życia w Piątkowej?
- Gdzież komuś może być lepiej jak mnie! Królowi, prezydentowi nie może być
lepiej. Nie mam nic do roboty. Pan Bóg daje mi zdrowie.
- To nie cała prawda. Przecież nadal uczy Ksiądz dzieci.
- Uczę tylko w przedszkolu i pierwszej klasie. To dla mnie przyjemność. Dzieci
są takie malutkie, milutkie. Czy jest ktoś milszy? Któż nie lubi dzieci.
- Co Ksiądz myśli o obecnej sytuacji politycznej na świecie?
Teraz może być koniec świata. Wypadek może spowodować, że świat zniszczeje. Tyle
tych bomb atomowych.
...że siedzimy jak na wulkanie?
-Tak. Nie ze złości, ale z przypadku świat może przestać istnieć. Jaka by tam
nie była zgoda, lepsze to niż wyniszczenie całej ludzkości. Ale jak to zrobić Wy
młodzi, nie macie żadnej pewności, że będzie dobrze. Polityka to nie jest pewna
rzecz, w każdej chwili wszystko może się zawalić.
- Gdyby Ksiądz miał jeszcze raz wybrać drogę życiową?
- Na pewno byłbym kapłanem i pracował z ludźmi i dla ludzi.
- Dziękuję bardzo za pouczającą rozmowę. Myślę, że to dobra lekcja wiary,
nadziei i miłości dla wszystkich, których załamuje byle trudność w życiu.
Rozmawiała Danuta Heller.
Teraz przedstawię drugi artykuł, który ukazał się w "Gościu
Zielonogórsko-Gorzowskim" z dnia 5.10.2008 r. Artykuł ten nie jest
powszechnie znany, ale bardzo dobrze uzupełnia pierwszy reportaż.
Boży ogrodnik
W
niejednej parafii byli
księża, którzy zapadli głęboko w pamięć wiernych.
Dziś
to ostatni moment, aby utrwalić o nich pamięć, bo świadkowie odchodzą, a
pamiątki giną. Jednym z takich kapłanów jest nieżyjący już ks. Maciej
Sieńko, proboszcz parafii pw. Niepokalanego Poczęcia NMP w Bieniowie. Jego dawni
parafianie chcą, żeby dowiedziały się o nim następne pokolenia. Były już
artykuły, wystawy, ufundowano dzwon i odsłonięto popiersie. Teraz czas na
książkę.
Gdzie ksiądz, tam i my.
Ks. Maciej przyszedł na świat w 1901 roku w Piątkowej k. Rzeszowa. W wieku
siedemnastu lat brał udział w obronie Lwowa. Dwa lata później, w 1920 roku,
walczył także w Bitwie Warszawskiej i widział na własne oczy Cud nad Wisłą.
Po maturze wstąpił do seminarium, które ukończył w 1925 roku. Święcenia
kapłańskie otrzymał z rąk bp. Anatola Nowaka.
Jego pierwszym probostwem była wieś Wesoła. Była to bogata parafia. Do
prowadzenia parafialnego gospodarstwa, jak pisze bp Paweł Socha w periodyku
diecezjalnym „Ecclesiastica” z 1983 roku, trzeba było mieć konie i bydło, ale
„Księdza Macieja nie stać było na tego rodzaju inwestycje. Zrezygnował więc i
poprosił o najuboższą parafię w diecezji. Otrzymał wówczas (w październiku 1933
roku) nominację do Koniuszek Siemianowskich”. W pierwszej połowie 1946 roku
parafianie z Koniuszek i Dołobowa (parafia Rudki) w 13 grupach wraz ze swym
proboszczem dotarli na ziemie zachodnie. Wówczas sześć lat miał Henryk
Domaradzki, dziś mieszkaniec Bieniowa. – Podróż trwała 30 dni. Ciągle nasi
ludzie mówili: „Gdzie ksiądz, tam i my”. Nikt nie chciał się rozdzielać, dlatego
szukano takiej miejscowości, gdzie moglibyśmy żyć wspólnie – opowiada pan
Henryk. Początkowo ks. Sieńko zamieszkał w Biedrzychowicach, ponieważ kościół i
plebania w Bieniowie wymagały kapitalnego remontu. Z tym jednak był problem.
Brakowało nie tylko materiałów, ale i fachowców. Ludziom udało się jednak
pokonać trudności.
Kapłan z powołania
Duszpasterstwo w bieniowskiej parafii nie było łatwe. Polacy powracający z
przymusowych robót w Niemczech nie mieli przez szereg lat możliwości korzystania
z sakramentów. Trudnością było także przemieszczanie się.
– Ksiądz pokonywał dziesiątki kilometrów pieszo, rowerem lub furmanką – mówi
Marian Motyl, przewodnik turystyczny i pasjonat lokalnej historii. Jeszcze
większym zadaniem było jednoczenie ludzi z różnych stron Polski, ale ks. Sieńko
umiał to robić. Przeżywszy 92 lata, ks. Maciej Sieńko zmarł 15 września 1993
roku. Pozostał do końca aktywny. Jako 86-letni kapłan pisał do bp. Pawła Sochy:
„Dzięki Bogu mimo starości jeszcze dotąd cieszę się dobrym zdrowiem. W tym roku
już nie głoszę kazań, lecz uczę jeszcze religii przedszkolaków i klasy pierwsze.
Nie stronię również dotąd od pracy fizycznej. Obecnie wykopuję i oczyszczam
cebulki ulubionych przeze mnie mieczyków. Już wykopałem dużych cebulek mieczyków
1693 i małych 1000. Już 60 lat uprawiam te kwiaty i zawsze cieszyły mnie swą
pięknością”. Proboszczem ks. Maciej Sieńko był do 1975 roku. W pamięci
wszystkich zapisał się przede wszystkim, jako kapłan z powołania.– Ciągle
uśmiechnięty, kontaktowy, pogodny. Każdego pierwszy pozdrowił i porozmawiał. O
wszystkich wszystko wiedział. Kazania jego były proste, jasne i trafiające do
serca – opowiada Henryk Domaradzki. Ks. Maciej mieszkał jeszcze w Bieniowie
sześć lat. Potem powrócił do Piątkowej, swojej rodzinnej miejscowości. Będzie
książka O historii ks. Macieja znacznie więcej będzie można przeczytać w
książce, która ukaże się prawdopodobnie w przyszłym roku. Dawni parafianie:
Genowefa Rozkrut, Henryk Domaradzki i Marian Motyl od kilku lat zbierają
materiały dotyczące swojego proboszcza. Kolekcjonują pamiątki i zdjęcia, a
przede wszystkim nagrywają świadków. Stanisław Kołaczyński i Stanisław Buczyński
nakręcili film o księdzu. – Dawna mieszkanka Bieniowa, pani Urszula Sęk, z domu
Roszak, napisała kiedyś artykuł o księdzu Macieju, który ukazał się w
„Bratniaku”, piśmie wydawanym przez Bieniowskie Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju
Wsi „Razem”. Powiedziała, że warto byłoby napisać książkę – opowiada H.
Domaradzki.
– Poprosiliśmy więc o pomoc polonistkę Teresę Michalewską z Żar – dodaje.
Przyszła autorka miała za sobą już swój książkowy i biograficzny debiut. Po
namyśle zgodziła się na kolejne wyzwanie.
– Po pierwsze, zaciekawiła mnie nieszablonowa postać ks. Macieja. Po drugie,
zafascynowała postawa tych ludzi. W czasach, kiedy dużo jest narzekania i
marazmu, oni wzięli sprawę w swoje ręce – zauważa T. Michalewska.
W otoczeniu ludzi.
Ks. Maciej Sieńko zostawił dużo fotografii i korespondencji.– Zawsze pisał na
maszynie i często na odwrocie fotografii, które później wysyłał jako pocztówki –
wyjaśnia M. Motyl. – Fotografowanie było jego pasją. To historia zapisana w
zdjęciach – dodaje. Teresa Michalewska zauważa coś jeszcze. – Rodzina księdza
przekazała mi cały album ze zdjęciami jeszcze przedwojennymi.
Ks. Sieńko był zawsze w otoczeniu ludzi. Nie znałam ks. Macieja, ale urzekło
mnie, że był bardzo zżyty ze swoją społecznością – wyjaśnia pani Teresa. Był
kapłanem, ale także zwykłym człowiekiem. Według relacji mieszkańców, ksiądz był
odwiedzany przez bezpiekę. – Jednym ze świadków jest Edwin Decker z Bieniowa.
Pewnego dnia ksiądz wyrzucał obornik i przyszło dwóch tajniaków. Myśleli, że to
parobek. Powiedzieli do niego:„Idź, zawołaj księdza”. On przytaknął i poszedł na
plebanię. Umył ręce, przebrał się w sutannę i wyszedł. A nieoczekiwanym gościom
zrobiło się głupio i po prostu sobie poszli – opowiada Teresa Michalewska.
Stanowcza prostota
Inicjatywę parafian popiera obecny proboszcz Bieniowa ks. Sławomir
Marciniak. – W przyszłości warto byłoby upamiętnić wszystkich proboszczów,
którzy tutaj byli – podsuwa kolejny pomysł. Zamiar napisania książki pozytywnie
ocenia też bp Paweł Socha, który osobiście znał ks. Sieńkę. – Razem z wiernymi
odbudowywał zniszczone kościoły. Kochał swoich wiernych. Był dla nich prawdziwym
dobrym pasterzem. Bardzo prosty, bezinteresowny, modlący się i pracowity. Słowo
Boże głosił z wielką prostotą i miłością, ale też i stanowczo wobec grzeszników.
Lubił spowiadać i wierni bardzo chętnie korzystali z jego kierownictwa
duchowego. Kochał przyrodę jak św. Franciszek z Asyżu. Lubił uczyć małe dzieci,
bo sam miał duszę dziecięcą, otwartą na Boga i ludzi – wspomina biskup.
tekst
Krzysztof Król
Na koniec kilka encyklopedycznych faktów:
Maciej
Sieńko urodził się 22 .02.1901 r. w Piątkowej.
24.02.1901 r. - został ochrzczony, w dniu swojego patrona, w Futomie.
1912 r.- rozpoczyna naukę w I Gimnazjum w Rzeszowie.
1918 r.- wraz z młodzieżą z Rzeszowa rusza na odsiecz Lwowa.
1920 r. - bierze udział w bitwie warszawskiej.
1921 r. - Maciej Sieńko wstępuje do Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu.
19.06.1925r. - przyjmuje święcenia kapłańskie z rąk biskupa Anatola Nowaka i
odprawia swoją mszę prymicyjną w kościele parafialnym w Futomie.
1.08.1925 r. - 31 lipca 1928 r. był wikarym w Tuligłowach
koło Pruchnika.
1928 - 4.02.1930 r. zostaje wikarym w Jodłówce.
1930 - 4.11.1931 r. – jest wikariuszem w Dydni.
1931 - 03.08.1933 r. – wikary w Jaśle.
04.08.1933 - 03.11.1933 r. – został mianowany administratorem w Wesołej.
Od
1933 zostaje proboszczem w Koniuszkach Siemianowskich.
15.03.1946 r.- wyjeżdża ze swoimi parafianami na Ziemie Odzyskane.
31.03 1946 r. - przyjeżdża do Bieniowa, z powodu dużych zniszczeń kościoła i
plebani przeprowadza się do Biedrzychowic.
15.06.1950r.- pisze list z informacją o przeniesienie siedziby proboszcza do
Bieniowa.
04.07.1950 r.- zgoda Administracji Apostolskiej Dolnego Śląska we
Wrocławiu na przeniesienie "...Pozwalamy na przeniesienie siedziby
proboszcza z Biedrzychowic Dolnych do Bieniowa aż do odwołania..."
20.03.1959 r. - ks. Maciej mianowany kanonikiem.
18.04.1971 r. obchody 25-lecia parafii w Bieniowie. – z udziałem biskupa
Andrzeja Wronki.
22.06.1975 r. uroczystości 50-lecia święceń kapłańskich, podczas
których zostaje odznaczony prałaturą. Uroczystości przewodniczy bp Paweł
Socha.
01.09.1975 r. przechodzi na emeryturę, przekazuje parafię ks.
Stanisławowi Strzałkowskiemu, ale zostaje w parafii i pomaga do
18.11.1981r., kiedy to wymeldował się z pobytu stałego w Bieniowie i wyjechał w rodzinne strony, do Piątkowej.
17.06.1990 r. - obchodzi jubileusz 65-lecia kapłaństwa – z udziałem bp. Józefa
Michalika.
Zobaczcie film z uroczystości.
8.05.1991r. Prezydent RP Lech Wałęsa odznaczył ks. Macieja Krzyżem Obrońcy
Ojczyzny i mianował na stopień podporucznika.
Ksiądz Maciej Sieńko zmarł
15 września 1993r.
18.09.1993 r., pochowany na cmentarzu parafialnym w Piątkowej,
na miejsce
wiecznego spoczynku odprowadzony przez księdza biskupa Bolesława
Taborskiego.
16.09.2004 r.- podczas otwarcia domu pogrzebowego w Bieniowie, odsłonięto także
popiersie ks. Macieja Sieńki i poświęcono dzwon Jego imienia, ufundowany ze
składek parafian.
2010r. - ukazała się książka Teresy Michalewskiej "Miłość za miłość rzecz o
księdzu Macieju Sieńce"
11.11.2011 r. - w Dniu Niepodległości odsłonięto tablice
"Zasłużeni dla rozwoju Bieniowa" ,
na zaszczytnym miejscu znalazł się ks. Maciej.
08.09.2012 r. -
obchody 10-lecia Ścieżki Przyrodniczo-Leśnej "Dolina Szyszyny",
podczas których odsłonięto tablicę pamiątkową, upamiętniającą ks. Macieja
oraz nadano dębowi – pomnikowi przyrody -
imię „Maciej”.
18.08.2013 r. -
I Rajd
Szlakiem Ks. Macieja Sieńki.
|
Ksiądz Maciej Sieńko.
Ks. Maciej z kolegami.
1946 r. - po przyjeździe na Zachód, przed ks. Maciejem,
stanęły nowe wyzwania, odbudowa kościoła.
Lata 50'. Młócka u ks. Macieja
1957 r. I Komunia Święta.
Ok. 1961 r. zdjęcie przed Plebanią.
Ks. Maciej z
kolędą. (ok. 1970 r.)
24 lutego, imieniny ks. Macieja. (ok. 1976 r.)
Boże Ciało, ks. Srzałkowski w asyście, ks. Maciej z lewej strony. (ok. 1976 r.)
W procesji Bożego Ciała. (ok. 1977 r.)
Ks. Sieńko z prawej strony.
1967 - z ostatnią posługą.
1970 - w czasie prymicji ks. Antoniego
Chabraszewskiego.
1975 - w czasie mszy ślubnej.
22.06.1975 r. 50-lecie święceń kapłańskich.
Obok ks. Macieja, ks. A. Staruszek, z drugiej strony ks. S. Kielar, z tyłu ks.
S. Strzałkowski.
1980 r. - Ks. Sieńko z ks. Strzałkowskim, gościnnie na weselu u
sąsiadów.
Kartka Bieniowa wykonana
przez ks. Macieja.
List od ks., w którym obok życzeń informuje, że
mimo 88 lat, uczy przedszkolaków i I kl. oraz
że nadal bawi się w hodowlę kwiatów.
Litania seniorów o zmierzchu życia
napisana przez ks. Macieja.
Dzwon poświęcony ks. Maciejowi i umieszczony na
kaplicy.
Popiersie ks.
Sieńki.
Książka Teresy Michalewskiej,
o ks. Macieju wydana w 2010 r.
Odsłonięcie tablic
"Zasłużeni dla rozwoju Bieniowa". 2011 r.
Odsłonięcie tablicy oraz nadanie dębowi - pomnikowi
przyrody - imię "Maciej". 2012 r.
|