Niezwykła Historia mieszkańców Bieniowa i
Biedrzychowic oraz ich duchowego przywódcy. Wypędzeni - Był marzec. Jechaliśmy w ostatnim wagonie. Nie było piecyka. Pamiętam przeraźliwe zimno - wspomina Katarzyna Motyl. Jak tylko pociąg się zatrzymywał, mama rozpalała małe ognisko, żebyśmy się ogrzali. To była bardzo długa i bardzo ciężka droga. W marcu 1946 z Kresów Wschodnich przyjechało prawie 1.000 osób. Osiedlili się w Bieniowie i Biedrzychowicach. W tym trudnym czasie towarzyszył im ksiądz Maciej Sieńko. Mówią, że był ich przywódcą duchowym. Dlatego pamięć o księdzu pielęgnowana jest do dziś. Transport Bieniów i Biedrzychowice leżą kilka kilometrów od Żar. Niemal w każdym domu mieszkają potomkowie przesiedleńców z Kresów Wschodnich. - Ja urodziłem się w miejscowości Zagórze, w parafii Koniuszki - wspomina Henryk Domaradzki z Bieniowa. - Miałem zaledwie cztery lata, gdy musieliśmy spakować cały dobytek i ruszyć w podróż w nieznane. Ogromny transport, złożony z 240 wagonów, przez dwa tygodnie przemierzał całą Polskę. Tę podróż dobrze pamięta 74-letnia Katarzyna Motyl z Biedrzychowic. Jechaliśmy w ostatnim wagonie. Pamiętam przeraźliwe zimno - opowiada ze łzami w oczach. - To był marzec, a w naszym wagonie akurat nie było piecyka. Jak tylko pociąg się, mama rozpalała małe ognisko, żebyśmy się ogrzali. To była bardzo długa i bardzo ciężka droga... Pociąg zatrzymywał się na wielu stacjach. Ale dopiero w Bieniowie postanowiliśmy, że tu się osiedlimy - mówi Henryk Domaradzki. W wagonie zostawała jedna osoba, a reszta szła szukać domu do zamieszkania. Każdy miał ołówek i kartkę, na której trzeba było napisać „zarezerwowane". Gdy rodzina znalazła odpowiedni budynek, karteczkę przyczepiało się na drzwiach. - To był znak, że dom ma już nowych właścicieli -dodaje Henryk Domaradzki. Tęsknota Oprócz dobytku, ludzie zabrali ze sobą bezcenne pamiątki. Do dziś pielęgnują sztandar Dzieci Maryi z kościoła w Dołobowie. Niemal w każdym domu wisi obraz Matki Boskiej Rudeckiej, matki przesiedlonych i wypędzonych z ojczyzny. W zbiorach rodziny Motylów jest pieczołowicie przechowywana od lat ziemia z Dołobowa, powiat Rudki, województwo lwowskie oraz ziemia rodziny Sieńków z Piątkowej, powiat i województwo rzeszowskie. - Tę ziemię mamy do dyspozycji - tłumaczy Marian Motyl. Czasami ktoś prosi o garstkę na pamiątkę. Czasami do grobu... Z opowiadań mamy i dziadków wiem jednak, że bardzo chcieli wracać na wschód – mówi Barbara Motyl. Myśleli, że osiedlają się tu na chwilę, na parę lat. Pamiętam z dzieciństwa, jak dziadek przycinał krzewy koło domu, a babcia mu powtarzała, żeby tego nie robił. Bo nie warto. Bo przecież niedługo będą wracać... - wspomina Przywódca Tak mijały lata. Przesiedleńcy coraz bardziej wrastali w ziemie na kresach, tym razem zachodnich. W tym trudnym czasie wspierał ich Maciej Sieńko, który też przyjechał transportem do Bieniowa i Biedrzychowic. To był taki prawdziwy ksiądz z powołania - podkreśla Henryk Domaradzki. Zawsze pomógł, doradził, pocieszył. Zintegrował środowisko, zorganizował szkołę, razem z mieszkańcami, wspólnymi siłami zbudowali kościół. Plebania była zawsze otwarta dodaje mężczyzna. O każdej porze dnia i nocy można było wejść i poprosić księdza o pomoc. A on nigdy nikomu nie odmówił. Do dziś wśród parafian krąży opowieść, jak to Maciej Siewko żartował, że ma sześciu zięciów. Bo do księdza przychodziły też młode panienki zapytać, czy mogą wyjść za mąż za swojego wybranka. Czy jest on dobrym kandydatem na męża, czy nie - opowiada Marian Motyl. Podobno do dziś jedna z tych dziewcząt szczyci się tym, że ksiądz po imieniu wymienił jej małżonka, mówiąc, że to jego ulubiony zięć. Miłość Pamięć o księdzu trwa w sercach kresowiaków do dziś, mimo że Maciej Sieńko odszedł kilkanaście lat temu. Chcemy, aby kolejne pokolenia także o nim pamiętały - zaznacza Henryk Domaradzki. Dlatego kilka miesięcy temu zrodził się pomysł napisania książki o przesiedleńcach i ich charyzmatycznym przywódcy. Materiały zbiera i redaguje pisarka Teresa Michalewska z Żar. Choć na początku nie chciałam się zgodzić - przyznaje ze śmiechem. Nie chciałam pisać tekstu na zamówienie. Ale zaintrygowało mnie zaangażowanie, z jakim mieszkańcy opowiadają o swoich losach i księdzu. Dlatego postanowiłam napisać tę książkę. Jest już nawet roboczy tytuł: „Miłość za miłość". - Wydaje mi się, że bardzo wiele tłumaczy - dodaje Teresa Michalewska. W codziennym życiu rzadko mówimy drugiej osobie, że ją kochamy. Czasami po prostu nie zdążymy. Dlatego myślę, że poprzez aktywny wkład w powstanie tej książki, mieszkańcy obu miejscowości chcieli powiedzieć księdzu, jak bardzo go kochają, jak cały czas o nim pamiętają. Teraz tutaj jest mój dom -przyznaje Barbara Motyl. Ale dzięki tym wszystkim opowieściom moich rodziców i dziadków o Kresach Wschodnich, ja też tęsknię do tamtych ziem. Dlatego kilka lat temu pojechałam na pielgrzymkę do naszego Dołobowa. Odnalazłam dom, który przed wypędzeniem budował mój dziadek. Cieszę się, że tam byłam, że widziałam moje rodzinne strony. Moją Ojczyznę.
Artykuł z Tygodnik Żarsko-Żagański 14,15 lutego 2009r. |
Strona główna Historia Galeria zdjęć O Bieniowie Ogłoszenia Wydarzenia Napisz do nas